GROSSVENEDIGER


Grossvenediger droga południowa W ubiegłym roku patrząc na północ z najwyższego szczytu masywu Marmolady, zawiesiłem na dłużej wzrok na lodowej kopule szczytu Grossvenediger. Popularnością nie dorównuje wyższemu sąsiadowi, bo Grossglockner to najwyższy szczyt Austrii, ale otaczające go potężne jak na wschodnie Alpy lodowce, czynią z niego łakomy kąsek. Na Grossvenediger prowadzą proste drogi alpejskie. Najpopularniejsza droga wschodnia na Grossvenediger jest krótsza i pokonuje mniejsze przewyższenia, ale jest bardzo popularna zwłaszcza wśród narciarzy skiturowych. Droga południowa na Grossvenediger wydała się dla nas optymalna, ponieważ chcieliśmy w samotności poznać smak wejścia na tą górę i liczyliśmy na to, że po długiej zimie schroniska z tej strony będą zamknięte.

Jazda samochodem zajęła nam 16 godzin, ale dzięki temu, że wyjechaliśmy o 3 w nocy, to jeszcze tego samego dnia byliśmy w górskiej osadzie Hinterbichl. Informacje, jakie zebraliśmy po przyjeździe potwierdziły nasze przypuszczenia. Dwa schroniska, jakie mieliśmy na naszej trasie były nieczynne. Położone na wysokości 2121 m Johanneshutte w całości było zamknięte, natomiast usadowione wyżej schronisko Defreggerhutte na wysokości 2962 m miało otwarty winter room.

Następnego dnia rano opuściliśmy camping i podjechaliśmy na położony na wysokości prawie 1400 m nad skrajem wioski parking. Zostawiliśmy samochód i ruszyliśmy na Grossvenediger. Tego dnia czekało nas 1650 m podejścia z nad wioski Hinterbichl do schroniska Defreggerhutte. Pierwsza część trasy prowadziła gruntową drogą dnem głębokiej, zalesionej doliny Dorfertal do schroniska Johanneshutte. Kiedy pokonaliśmy prawie 600 metrów przewyższenia, las skończył się i ponad skalnym progiem dolina poszerzyła się, wyraźnie zmieniając swój charakter. Zieleń ustąpiła miejsca skałom i oślepiającym w popołudniowym słońcu lodowcom. Dojście do Johanneshutte zajęło nam niecałe 3 godziny i po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w górę.

Powyżej Johanneshutte ścieżka zrobiła się węższa i bardziej stroma. Teraz dopiero zaczął się wysokogórski szlak. Zaraz za schroniskiem przeszliśmy pierwsze pole śnieżne, a około 200 metrów wyżej ścieżka zniknęła pod mokrym śniegiem. Bardzo szybko na tyle dużo go przybyło, że zaczęliśmy się zapadać, a słońce zdecydowanie dokuczało. Jednak to, na czym nam zależało, czyli widoki, zwłaszcza na górną część doliny Dorfertal były oszałamiające. Dwa szczyty Grossvenediger 3674 metrów i Hohes Ader 3504 metrów górowały nad tą przepiękną doliną, a z ich zboczy w stronę dna opadały lodospady. Kilkakrotnie przechodziliśmy tuż obok nor świstaków, których całe rodziny zamieszkują ten teren. Udało się nam też zobaczyć kozice, lecz one w przeciwieństwie do świstaków natychmiast uciekały.

Konieczność przecierania szlaku skutecznie nas spowolniła. Torowanie w śniegu spowodowało, że dojście do schroniska Defreggerhutte zajęło nam 5 godzin. Sama końcówka szlaku idąca długim trawersem po zboczu opadającym na wschód z postrzępionej skalnej grani na tyle nam się dała we znaki, że odcinek 300 metrów pokonywaliśmy prawie godzinę, zapadając się przy tym głęboko w śnieg.

Wejście na Grossvenediger rozpoczęliśmy o świcie. Noc była mroźna, dzięki czemu nie zapadaliśmy się, a zęby raków idealnie haczyły lód. Szło nam się prawie jak po betonie, zwłaszcza po grani Mulwitz Aderl, którą prowadzi pierwsza część podejścia. Zaraz po niej skręciliśmy w lewo kierując się na zachód i długim trawersem nieznacznie podchodziliśmy w stronę drugiego, znacznie dłuższego podejścia, które z oddali wyglądało jak wielki garb. W efekcie wyprowadziło nas ono na przełęcz Reinertorl 3422 m, rozciągającą się pomiędzy szczytami Hohes Ader 3504 m i Rainer Horn 3464 m. Od momentu wyjścia ze schroniska minęły prawie 3 godziny. Ostatni odcinek drogi południowej na Grossvenediger wymusił na nas pokonanie trzeciego, licząc od schroniska, ostatniego wielkiego garba. Te dość strome zbocze wyprowadziło nas na kopułę podszczytową, a podchodziliśmy nim od lewej strony, jednocześnie pamiętając, że z prawej strony czyhają spore nawisy. Dojście do głównego wierzchołka wymagało jeszcze pokonania krótkiej, nieznacznie eksponowanej grańki. Po jej ostrzu weszliśmy prosto na szczyt, na którym góruje duży krzyż.

Schodząc weszliśmy jeszcze na sąsiedni szczyt Hohes Ader 3504 m. Mieliśmy szczęście, bo przez czas, jaki spędziliśmy w górach zetknęliśmy się tylko z trójką narciarzy na szczycie Grossvenedigera, którzy dotarli najprostszą drogą wschodnią.

Robert Remisz