WEISSMIES


Dotarliśmy razem z Martą do miejscowości Saas Grund z zamiarem wejścia na najwyższy - w bocznym łańcuchu otaczającym od wschodu dolinę Saastal - szczyt Weissmies 4023 m. Rozważaliśmy wejście jedną z dwóch najłatwiejszych dróg, które prowadzą na szczyt, natomiast zejście drugą. Planowaliśmy, że drogą, która prowadzi z południa przez schronisko Almagellerhutte wejdziemy na Weissmies. Mielibyśmy wtedy do czynienia ze wspinaczką skalną na grani z licznymi, ale krótkimi wyciągami o trudnościach II. Natomiast ze szczytu zeszlibyśmy najczęściej używaną zwłaszcza przez przewodników drogą, wiodącą od północnego zachodu przez lodowiec Trift, na której nie ma trudności skalnych, natomiast trzeba pokonać uszczelniony lodowiec i przejść pod barierami wiszących seraków. W zejściu planowaliśmy z wysokości 3100 m zjechać kolejką do samego Saas Grund.

Niestety nasze plany zweryfikowała pogoda. Prognozy zapowiadały załamanie pogody w przeciągu 24 godzin. Nie pozostawało nam nic innego jak zmiana naszego planu i przy wykorzystaniu kolejki wejście na Weissmies i z zejście tego samego dnia.

Prosto z kolejki ruszyliśmy w kierunku lodowca Trift, widocznego poniżej moreny, na której stoi stacja kolejki i schronisko. Przeszliśmy rumosz skalny i weszliśmy na popękany lodowiec. Związaliśmy się liną, założyliśmy raki i ruszyliśmy płaskimi polami śnieżnymi kierując się w prawo w stronę północno - zachodniej flanki Weissmies. Ogromne wiszące seraki i lodowcowe szczeliny zmuszały do kluczenia między nimi w taki sposób, aby dojść do kotła u podnóża północno-zachodniego ramienia. Szliśmy mocno spękanym lodowcem często przekraczając szczeliny lub pokonując je po mostach śnieżnych. Po dojściu do kotła droga stała się bardziej stroma i skręciła w lewo, omijając w dwóch długich zakosach strefę spękanych seraków widocznych z prawej. Weszliśmy w najbardziej stromą część drogi. Przechodziliśmy po wątłym mostku śnieżnym wielką szczelinę i wspinaliśmy się lodowym uskokiem na mniej stromą część lodowca. Dalej idąc śnieżnym grzbietem doszliśmy do skałek na grani.

Niepokoiła nas pogoda, która dosłownie wisiała na włosku. Monte Rosa była zasnuta chmurami, a po wschodniej stronie grani szczytu Lagginhorn kłębiły się potężne chmury. To, że jeszcze nie doszło do załamania pogody w tym regionie, zawdzięczaliśmy silnie wiejącym wiatrom z zachodu. Dalsza droga wprowadziła nas w łatwy, ale za to z mozolnym podejściem śnieżną, szeroką granią teren. Po dojściu w pobliże zachodniego wierzchołka skręciliśmy w lewo i trawersując doszliśmy na lewy stok. Zaraz potem przekroczyliśmy długą szczelinę i wyszliśmy na grzbiet łączący oba wierzchołki. Później szliśmy dość równym odcinkiem grani z nawisami po prawej stronie. Walczyliśmy z czasem, by nie stanąć na szczycie w chmurach. W kopule szczytowej po stromym, zlodowaciałym śniegu wyszliśmy na śnieżny wierzchołek Weissmies. Dostaliśmy od góry kwadrans by nacieszyć się widokami, po czym w kopule szczytowej zadomowiły się na dobre chmury. Droga od kolejki na szczyt zajęła nam niecałe 4 godziny.

Schodziliśmy ze szczytu drogą wejściową. Schodzący wcześniej przed nami czteroosobowy zespół w całości wpadł do pokaźnej szczeliny. Ratownicy po odebraniu wezwania pomocy zjawili się błyskawicznie i gdy dotarliśmy do miejsca wypadku helikopter odtransportowywał właśnie dwóch nieszczęśników. Do kolejki dochodziliśmy w padającym deszczu ze śniegiem. Byliśmy szczęśliwi z wejścia na Weissmies, ale zarazem smutni, że z góry wszyscy tego dnia nie wrócili.

Robert Remisz









































Weissmies topo - zaznaczona droga na szczyt od północnego zachodu przez lodowiec Trift.