MAROKO PODRÓŻ


Postanowiliśmy na własną rękę odbyć podróż po Maroko nie korzystając z utartej oferty biur podróży. Wylądowaliśmy w Casablance i wsiedliśmy w pociąg do Meknes gdzie spędziliśmy nasz pierwszy prawdziwie marokański wieczór, jedząc kolację w małej restauracyjce i popijając miętową herbatę. Spaliśmy w hałaśliwym hotelu tuż przy meczecie, z którego w środku nocy muezin rozpoczął swoje modlitewne nawoływania, budząc nas z i tak niespokojnego snu. Następnego dnia zwiedzanie Meknes rozpoczęliśmy od bramy Bab Mansur, przez którą wchodzi się na teren dawnego królewskiego miasta. Meknes nazywane jest wersalem Maroka gdyż jego budowniczy, okrutny sułtan Mulaj Ismail, nie szczędził ani marmuru, ani życia swych poddanych na wybudowanie posiadłości.

Tego samego dnia po południu ruszyliśmy pociągiem do Fez. Podróż po Maroko byłaby powierzchowna bez zwiedzenia tego najlepiej zachowanego muzułmańskiego miasta. Pięknie położone u stóp wzgórz, słynie z największej w Maroku medyny. Jej ogrom poznaliśmy kolejnego dnia, chodząc po wąskich uliczkach w poszukiwaniu farbiarni. Nie jest prawdą, że aby zwiedzić medynę w Fez, trzeba koniecznie wynająć przewodnika, bo inaczej na pewno się zgubi. My poruszaliśmy się sami, po znakowanych turystycznych trasach, trzeba było tylko wypatrywać umiejscowionych wyżej na murach kolorowych gwiazd, którymi oznakowanych jest sześć szlaków po medynie. Zobaczyliśmy, a raczej poczuliśmy farbiarnię. Idąc jedną z uliczek skręciliśmy w jej zaułek, potem po krętych schodkach wyszliśmy na taras i oczom naszym ukazały się poniższe tarasy, na których garbuje się i suszy skóry, a w dole na dziedzińcu zobaczyliśmy liczne kotły z kolorowymi farbami, które wydzielają charakterystyczny, ostry zapach. Medyna w Fez jest naprawdę ogromna, mieszka w niej 800 tysięcy osób. Wieczorem jedząc w hotelowej restauracyjce tajin, typowe marokańskie ciepłe danie.

Dalszą podróż po Maroko odbywaliśmy samochodem. Rozpoczęliśmy od przejazdu kilkaset kilometrów na południe przez Góry Atlas w stronę miejscowości Erfoud. Po drodze na krótko zatrzymaliśmy się w miastach Midelt i Er Rachidia. W Midelt Berberowie sprzedający dywany, częstując nas miętową herbatą zachęcali do zakupu. Natomiast w miastach Er Rachidia i Erfoud nie ma nic szczególnego do zobaczenia, ale uwagę zwraca koloryt miast. W odróżnieniu od Fez czy Meknes, tamtejsze budynki są koloru ceglastej czerwieni. Interesująco prezentują się Berberowie ubrani w tradycyjne stroje, które do dnia dzisiejszego wielu z nich na co dzień nosi.

Nasza dalsza podróż po Maroko przebiegała przez pustynię. W okolicach miejscowości Merzuga ciągną się kilometrami wydmy Erg Szebbi. Czerwone piaski robią ogromne wrażenie. Późnym wieczorem na wielbłądach wraz z naszym berberyjskim przewodnikiem ruszyliśmy w głąb pustyni. Tylko my troje, wydmy i szarówka kończącego się dnia. Zmierzch błyskawicznie ustąpił miejsca nocy i w ciemnościach dotarliśmy do namiotów berberyjskich rozbitych między potężnymi wydmami. Noc była zupełnie odmienna od naszych oczekiwań. Rozszalała się burza piaskowa, a po jej przejściu w środku nocy zaczął padać deszcz. Berberyjski tropik z wełny wielbłądziej szybko zamókł i resztę nocy, ku naszemu zdziwieniu, spędziliśmy wilgotni, na krótko przysypiając. Rano pogoda zmieniła się i chybocząc się na garbach wielbłądów mogliśmy podziwiać wydmy Erg Szebbi.

Dalej podróż po Maroko odbywała się po marokańskiej kamienistej pustyni. Czasami nieliczne piaski przecinały suche doliny o stromych zboczach, które w czasie gwałtownych zimowych deszczów wypełniają się wodą. Oazy na naszej drodze stanowiły rzadkość. Spalona słońcem Sahara rozciągała się po sam horyzont, a w powietrzu unosił się drażniący gardło i oczy pył.

Dojechaliśmy do Tinerhir, do przełomu rzeki Todra. Szorstka skała z jakiej słynie Todra oferuje super wspinanie. W tym najbardziej znanym miejscu w Maroko, jest sporo obitych dróg, ale większość z nich jest trudna. Miejsce jest urokliwe, skalne ściany wznoszą się na 300 metrów, a przełom w najwęższym miejscu ma 10 m szerokości.

Z Tinerhir wzdłuż wyschniętej rzeki Dades ruszyliśmy w kierunku miejscowości Warzazat. Zwiedziliśmy w niej kazbę, która jest traktowana jako swoiste muzeum, już nikt w niej nie mieszka. Naszym kolejnym celem stała się największa i najbardziej znana (również za sprawą kręconego tu filmu Gladiator) kazba Ait Benhaddou. Budowla zwana kazba to najstarsza forma architektury berberyjskiej, czyli obronna wioska należąca zwykle do jednej rodziny. Jej minusem jest to, że budowana jest z ubitej gliny, piasku i gałęzi palmowych, więc w czasie obfitych deszczów ulega stopniowemu zniszczeniu. Takich kazb, mniej okazałych niż Ait Benhaddou, ale równie ciekawych, jest w Maroku wiele, szczególnie wzdłuż rzeki Dades. Wspięliśmy się po stromym zboczu, u stóp którego leży kazba, by ze szczytu wzgórza ujrzeć rozległą panoramę okolicy. W kazbie tej nadal mieszkają Berberowie, choć warunki życia mają bardzo skromne, żyją głównie ze sprzedaży pamiątek. Kazba była dobrze zabezpieczona przed atakiem, jej wejście było ukryte, do dziś trudno je znaleźć.

Z Warzazat pojechaliśmy do kultowego miasta Marrakesz, jedną z najbardziej malowniczych dróg w górach Atlas Wysoki, prowadzącą przez przełęcz Col du Tiszka o wysokości 2260 m. Na taką wysokość nie wspina się żadna inna droga w Maroku. Po drodze zachwyciły nas śliczne panoramy, obejmujące najwyższe szczyty gór Atlas. Jadąc mija się wioski z tarasami, liczne kazby wyrastające jak orle gniazda w środku osad, by na końcowym etapie jazdy, krętymi serpentynami podziwiać górskie widoki z przełęczy na szczyt Jebel Bu Ourioul 3573 m.

Będąc w Atlasie Wysokim weszliśmy na na najwyższy szczyt Maroka Jebel Toubkal o wysokości 4167 m.

Marrakesz to kolejne miejsce, które należy odwiedzić odbywając podróż po Maroku. Jedną z największych przyjemności w tym mieście jest spacer po sukach, czyli targowiskach, gdzie targowanie się o każdego dirhama jest wręcz sportem narodowym i kto tego nie zrozumie i nie wprowadzi w życie, powinien zostać w hotelowej restauracji. Medyna i plac Djemaa El-Fna to serce miasta, a zarazem ważne miejsce spotkań i największa jadłodajnia na świecie, jaką widzieliśmy. Przechodnie zajadają się świeżo przyrządzoną zupą, ślimakami, szaszłykami, owocami morza oraz setką innych mniej lub bardziej popularnych potraw. Unoszący się dym zasłania olbrzymi minaret położony na skraju placu. Właściwie to plac Djemaa El-Fna jest bezcenny dla miasta Marrakesz, ponieważ bez niego ta miejscowość byłaby taka sama jak wiele innych.

Z Marrakeszu zrobiliśmy sobie jednodniową wycieczkę nad największy w Maroku wodospad Casades d'Ouzoud. Ma on 110 m wysokości. Po dwóch dniach opuściliśmy Marrakesz i pojechaliśmy autobusem nad Ocean Atlantycki do miejscowości Essauria. Kończąc podróż po Maroko autobusem z Essauria dotarliśmy do miasta Casablanka. Aglomeracja nie zrobiła na nas szczególnego wrażenia. W przeciwieństwie do innych marokańskich miast wygląda ona bardzo nowocześnie.

Robert Remisz



















































































































W trakcie podróży po Maroko weszliśmy na najwyższy szczyt Afryki Zachodniej Jebel Toubkal 4167 m.